Chile i Argentyna
-
poniedziałek, 9 stycznia 2017
Nowa strona
środa, 24 grudnia 2014
Epilog
niedziela, 21 grudnia 2014
sobota, 20 grudnia 2014
Valparaiso
piątek, 19 grudnia 2014
czwartek, 18 grudnia 2014
1600 km czyli krótka podróż znad jednego oceanu nad drugi
wtorek, 16 grudnia 2014
Don't cry for us Argentina
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Spaceros w Buenos
niedziela, 14 grudnia 2014
Huraganowe święto demokracji
sobota, 13 grudnia 2014
Ostatnie chwile na północy
piątek, 12 grudnia 2014
Ruta 40 i mgły na wysokościach
środa, 10 grudnia 2014
Lamy, kaktusy i wina nieskończona ilość
wtorek, 9 grudnia 2014
Super Dacia, konie, krowy i droga do Humahuaca
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Głód w czasie sjesty oraz mało wysmażona krowa
Opera i steki
niedziela, 7 grudnia 2014
Salta
piątek, 5 grudnia 2014
Andy przebyte
czwartek, 4 grudnia 2014
A Santiago fajnym miastem jest
Trzeci dzień temperatur powyżej 30 stopni. Dziś okazało się, że Santiago to jednak fajne miasto. Prawdę mówiąc nawet jesteśmy mocno zdziwieni bo nie spodziewaliśmy się, że będzie nam żal stad wyjeżdżać. Pośród socjalistycznych wieżowców i ogólnego chaosu można tu znaleźć prawdziwe perełki takie jak dzielnica Bellavista czy Mercado Central – klimatyczny targ w kolonialnym stylu.
Obeszliśmy dziś centrum miasta zaliczając pałac prezydencki, wspomnianą wyżej Mercado Central, Barrio Lastarria – dzielnicę artystów o fajnym klimacie i równie fajnych jak i drogich knajpach, oraz Barrio Belavista – usytuowaną pod wzgórzem San Cristobal dzielnicę jednopiętrowych, nieco zaniedbanych, kolorowych budynków oznaczonych pięknymi muralami. Graffiti są tak piękne i tak nietypowe, że zwiedzanie dzielnicy polega przede wszystkim na zachwycaniu się kolejnymi rysunkami i fotografowaniu jeszcze jednej, niesamowitej pracy. Poza tym setki knajpek przyciągają klientów dwukrotnie niższymi cenami od tych w centrum miasta. Zjedliśmy, wypiliśmy i poszliśmy do pobliskiego zoo. I może byłby to fakt mało istotny gdyby nie to, że w owym zoo głównymi gwiazdami były pingwiny, które widzieliśmy pierwszy raz w życiu. Poza tym lamy, niedźwiedzie, kangury, lemury, kondory i flamingi. A wszystko to w fantastycznej scenerii wzgórza San Cristobal z widokiem na miasto i Andy.
Wróciliśmy pieszo do domu, robiąc po drodze zakupy na jutrzejszą podróż. Przed ósmą wybiegniemy z domu by zdążyć na autobus do Mendozy. Trudno przewidzieć kiedy będziemy mieli możliwość napisania kolejnej relacji.
środa, 3 grudnia 2014
Hablamos Espanol
Dziś nasze umiejętności językowe zostały pierwszy raz poważnie wystawione na próbę. Zadanie było proste – nabyć drogą kupna bilety na piątek do argentyńskiej Mendozy. Lokalizacja dworca autobusowego ustalona błyskawicznie. Dojazd metrem bez problemów. I tu nastąpiły schody, które można było pokonać jedynie poprzez wzniesienie się na absolutne wyżyny komunikacji międzyludzkiej. Wiele wysiłku nas to kosztowało ale zadanie zostało wykonane a nasza znajomość kilkudziesięciu hiszpańskich słów okazała się zadziwiająco przydatna. Dogadaliśmy się, kupiliśmy bilety i pojutrze przekroczymy Andy. Przy okazji okazało się, że wiodący chilijski przewoźnik – firma Tur-Bus w swoim systemie nie posiada kodu dla Polski. Sprzedali nam bilety tylko dlatego, że zrobili z nas Ukraińców dla których kod mieli dostępny. Miejmy nadzieję, że dla argentyńskich pograniczników nie będzie miało to znaczenia.
Drugim dzisiejszym celem było wzgórze San Cristobal. Sporych rozmiarów góra wznosząca się niemal w centrum miasta. Góra, z której wspaniale widać całe Santiago ale również gigantyczne i częściowo obecnie ośnieżone Andy. Na marginesie dodajemy (wszyscy zgodnie) że tak ogromnych gór wznoszących właściwie niemal na granicy miasta jeszcze nie widzieliśmy. Obawiamy się, że zdjęcia nie oddadzą tego wrażenia.
W każdym razie, po dojechaniu metrem do stacji Salvador, po przejściu sporego odcinka przez starą, składającą się z jednopiętrowych kolonialnych domów dzielnicę, rozpoczęliśmy wspinaczkę, która okazała się znacznie bardziej wymagająca niż można się było spodziewać. Na całej trasie nie spotkaliśmy nikogo poza bezpańskim psem (jest ich tu bardzo dużo), który całą trasę na sam szczyt pokonał wraz z nami, czekając na nas gdy odpoczywaliśmy.
Cały wierzchołek góry zajmuje sanktuarium maryjne. Wielka rzeźba, ołtarze, pielgrzymi…. I my domagający się piwa. Nie dostaliśmy więc decyzja o skróceniu pobytu na wysokości była wyjątkowo szybka. Widoki z góry były jednak fantastyczne co potwierdzą (chyba) zdjęcia. Zjechaliśmy na dół kolejką rodem z Gubałówki.
Obiad w chińskiej restauracji był znakomity. Generalnie jak na razie nie jesteśmy zachwyceni miejscowym jedzeniem. Chilijczycy kochają fast-foody. Wszędzie hamburgery, frytki i inne szybkie jedzenie którego nazwa brzmi ładnie ale koniec końców okazuje się kolejną kanapką, przekąską czy innym śmieciowym jedzeniem.
O godzinie 18 umówieni byliśmy z ekipą Polaków z różnych stron, którzy tak jak my dotarli do Chile dzięki promocji Iberii. Poznaliśmy się dzięki forum na fly4free.pl. Tak jak nie przepadamy za kontaktami z rodakami za granicą, tak to spotkanie okazało się wyjątkowo sympatyczne a przybyli na nie ludzie niezwykle mili i doświadczeni w wielu ekstremalnych wyjazdach. Wymiana informacji połączona z konsumpcją szlachetnego miejscowego browaru była wielce owocna i niewątpliwie zabawna.
Teraz, już w domu, popijamy miejscowe wino i planujemy dzień jutrzejszy – ostatni w stolicy.
wtorek, 2 grudnia 2014
Jesteśmy w Chilu*
poniedziałek, 1 grudnia 2014
wieści z Barajas
Siedzimy pod bramką do odprawy lotu do Santiago. Jest godzina 23. Za chwilę wpuszczą nas do samolotu w którym spędzimy jakieś 13h.
Dziś wstaliśmy o 6 rano i przy pomocy ludzi dobrej woli (dzięki Kuba) dostaliśmy się do Berlina, z którego bez większych problemów na pokładzie Boeinga 737-800 dotarliśmy do Madrytu. Dwanaście godzin pobytu spędziliśmy biegając po mieście, od Stadionu Santiago Bernabeu, przez most Puenta de Segovia, Real Palace aż po Plaza Mayor i okoliczne uliczki. Madryt robi fajne wrażenie choć gdzieś w tyle głowy pozostaje wspomnienie Barcelony, która to jednak urodą znacznie go przerasta. Spacer był łatwiejszy dzięki całodziennej sieciówce na metro za 8,4e, dzięki której można korzystać do woli ze wszystkich stołecznych środków lokomocji.
Niestety zaczyna się odprawa więc na razie to tyle. Jutro obudzimy się już w Ameryce.