-

-

piątek, 5 grudnia 2014

Andy przebyte


Zostawiliśmy zachmurzone i zimne (11 stopni o 8 rano) Santiago. Bardzo wygodnym autobusem przejechaliśmy przez Andy drogą, którą zapamiętamy do końca życia. Już wcześniej czytaliśmy o wyjątkowości szlaku na przełęcz dzielącą oba kraje ale to co zobaczyliśmy przeszło nasze oczekiwania. Gigantyczne góry i droga wijąca się zakrętami aby w końcu dotrzeć do posterunku granicznego. Piękne. Zdjęć z przejazdu mamy sporo i w wolnej chwili coś opublikujemy.

Odprawa na granicy odbyła się bez przeszkód, choć oczywiście konieczne było wypełnianie durnych karteczek wjazdowych i wyjazdowych, wpisywanie swoich zawodów, adresów domowych i innych bzdur kompletnie nieprzydatnych. Cała procedura wraz z oczekiwaniem zajęła jakieś dwie godziny. Potem już spokojnie przebyliśmy resztę drogi do Mendozy w okolicznościach najpierw wysokogórskich a następnie pośród ciągnących się kilometrami winnic, z których ten region słynie.

Jeszcze na dworcu autobusowym wymieniliśmy dolary po czarnorynkowym kursie – 12 peso za 1 dolara (oficjalnie 8,5). Tutaj czarny rynek walut jest chyba nawet bardziej rozbudowany niż u nas w epoce cinkciarzy. Na każdym rogu można kupić peso. Zawsze po cenie lepszej niż oficjalna. Zabawne jest to, że czarnorynkowy kurs dolara jest oficjalnie publikowany w mediach obok kursu państwowego.  

Natychmiast po nabyciu waluty kupiliśmy też bilety na jutrzejszy, wieczorny autobus do Salty. Miejsca mamy właściwie leżące a w cenę wliczony jest catering. Kosztowały ok 300 zł co jest ceną nieco wyższą niż się spodziewaliśmy ale wyjścia nie było. Jutro o 20 ruszymy zatem na północ a droga zajmie nam około 17h.

Zaraz idziemy na pierwszy spacer po Mendozie, w której co prawda zabytków jest mało (częste trzęsienia ziemi zrobiły swoje) ale miasto ma niewątpliwy urok niskiej zabudowy, ogromnej ilości drzew przy ulicach oraz wielu parków. Temperatura na zewnątrz – 36 stopni więc drzewa stanowią tu rolę parasoli zacieniających.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz