-

-

sobota, 20 grudnia 2014

Valparaiso

Dwa dni biegaliśmy po Valparaiso. Owe dwa dni spowodowały, że miasto awansowało do czołówki najładniejszych jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Zachwyciliśmy się kolorowymi domami zbudowanymi na wzgórzach wyrastających wprost z oceanu. W osłupienie wprawiły nas stuletnie windy-kolejki szynowe wwożące pasażerów na wzgórza. Miasto jest wręcz labiryntem uliczek o szerokości czasem nieprzekraczającej metra.

Wczoraj udało nam się załapać na darmowe zwiedzanie z przewodnikiem. Zarówno w Santiago jak i tutaj organizowane są tego rodzaju akcje, a przewodnicy pracują jedynie za napiwek. Jest to świetna opcja. Wydaje nam się, że gdybyśmy zdecydowali się zupełnie na własną rękę odkrywać Valparaiso, przegapilibyśmy wiele. Wszędzie pełno tu ukrytych przejść, schowanych schodów i wind. Nawet posiłkując się mapą, szansa trafienia w najciekawsze miejsca jest nikła lub mocno ograniczona. Dzięki tej 3-godzinnej wycieczce poznaliśmy historię oraz odkryliśmy największe zalety miasta, dzięki którym Valparaiso wpisano na listę dziedzictwa światowego UNESCO. Poza tym wjechaliśmy zabytkową windą na wzgórze, przejechaliśmy się niemal równie zabytkowym trolejbusem oraz spróbowaliśmy lokalnego alkoholu o dźwięcznej nazwie chicha.

Później, nauczeni już w jaki sposób należy się tu poruszać, spacerowaliśmy sami. Zjedliśmy raczej marny obiad w chińskiej restauracji, kupiliśmy bilety do Santiago na niedzielę, wypiliśmy po litrowym piwie Escudo i wróciliśmy do hotelu. Mieszkamy w Ibisie, który nie tylko jest położony w samym centrum miasta ale też ma największe pokoje jakie dotychczas w tej sieci widzieliśmy. Miejscówka naprawdę godna polecenia.

Dziś spędziliśmy trochę czasu wylegując się na plaży w pobliskim Vina del Mar. Niby to inna miejscowość ale tak naprawdę to takie nasze Trójmiasto. Wszystko to się ze sobą łączy, trudno znaleźć granicę. Ocean piękny, fale dość spore, tylko pogoda nie zachwycała. Dzisiejszy dzień był pochmurny i najzimniejszy od czasu gdy przybyliśmy do Ameryki. Do Valparaiso wróciliśmy pieszo. W sumie przeszliśmy około 16 km po drodze zachwycając się ogromnymi pelikanami krążącymi nad plażami oraz lwami morskimi zamieszkującymi małą wysepkę przy porcie. Zjedliśmy świetną wołowinę wraz z milionem frytek i teraz w towarzystwie chilijskiego wina spisujemy wspomnienia.

Jutro ostatni cały dzień w Chile. Około 14 będziemy w Santiago. Zamierzamy spędzić wieczór zwiedzając kluby w Barrio Belavista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz