-

-

piątek, 12 grudnia 2014

Ruta 40 i mgły na wysokościach

Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy w góry. Miejsce docelowe – Cachi – mała miejscowość u stóp góry wznoszącej się na niemal 7 tys. metrów. Prowadzi do niej droga numer 40 – najsłynniejsza w Argentynie, a może nawet w całej Ameryce Południowej ciągnąca się od granicy z Boliwią aż po południową Patagonię. Niestety droga, jak to w Argentynie, na wielu swoich odcinkach bywa szutrowa. I taki właśnie, studwudziestokilometrowy odcinek przyszło nam przebyć. Na szczęście widoki za oknem wszystko wynagrodziły i po czterech godzinach jazdy (wliczając w to kilkanaście postojów na zdjęcia) byliśmy u celu.

Na miejscu zastaliśmy miasteczko z parterowymi domami bielonymi wapnem skupionymi wokół jednego, centralnego placyku z pięknym osiemnastowiecznym kościołem. I choć było to zaledwie kilka ulic, to atmosfera miejsca robiła wrażenie. Nad nami górował masyw Nevado de Cachi, którego łyse szczyty pokryte były śniegiem.

Zjedliśmy najlepszą jak dotąd krowę z cebulą, papryką i ziemniakami. Przespacerowaliśmy się po sennym miasteczku i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wybraliśmy dłuższą trasę, która na mapie wydawała nam się łatwiejsza. I pewnie była, z wyjątkiem trzydziestokilometrowego odcinka przez park narodowy, który wspinał się na wysokość niemal 3,5 tys. metrów. Niestety spory fragment drogi musieliśmy przebyć we mgle, która powodowała że jazda była nieco nerwowa. Na szczęście, na niższych wysokościach mgła zniknęła i już bez przeszkód dotarliśmy do Cafayate około 21.


Wieczór spędziliśmy siedząc nad basenem i próbując kolejnych trunków z okolicznych winnic. Dziś wyruszamy z powrotem do Salty, gdzie oddamy auto, przenocujemy i rano polecimy do stolicy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz